+7
smarzyk 30 maja 2015 20:13
Relacja z podróży do Islandii 12-19.08.2014
Pomysł wylotu na Islandię zrodził się po opublikowaniu przez f4f tanich biletów z Manchesteru do Keflaviku. Bilety, dla 4 osób, zakupiliśmy bodajże w październiku 2013 roku. Wycieczka była, więc pewna. Pozostałą kwestią były doloty, dojazdy i generalnie ogólny plan podróży. Ekipa dzieliła się na mnie i siostrę oraz na mojego kolegę i jego znajomego. Ja z siostrą, jako że nie byliśmy wcześniej w środkowej części Wielkiej Brytanii, postanowiliśmy poświęcić po jednym dniu na zwiedzenie Liverpoolu i Manchesteru, a na koniec dwa dni pobytu w Londynie.

Sobota 9.08.2014
Przebywając w tamtym czasie w Kopenhadze skorzystałem z najtańszego połączenia lotniczego U2 CPH-LGW. O godzinie 10:20 przyleciałem do Gatwick skąd udałem się EasyBusem na dworzec West Brompton. Podróż busikiem od U2 uważam za tragiczną, ale jako, że nie przywykłem do luksusów, a szczególnie w lowcostowej podróży to nie będę więcej narzekał ;)
Mając kilka godzin (od 12 do 17:30) w Londynie stwierdziłem, że przejdę się z buta te kilka kilometrów, najpierw pod Big Bena a potem na Victoria Station. Muszę przyznać, że Londyn jest ogromy! Szedłem ponad 1,5h, a droga wzdłuż Tamizy wydawała się nieskończona :P
Na Vistoria Coach Station okazało się, że mój MegaBus jest opóźniony około 1-1,5h, więc zamiast ok. 23:30 byłem ok. 1 w nocy w Liverpoolu i tam spotkałem się z Agą.
W tamtym czasie w Liverpoolu odbywał się towarzyski mecz BVB - Liverpool, więc nie udało nam się dostać miejsca w żadnym hostelu. Szczęście w nieszczęściu, gdyż uprzejma obsługa z HiHostel (sieć Hosteli młodzieżowych) pozwoliła nam się przespać w pokoju ogólnym na kanapach za free :) muszę przyznać, że nocleg był bardzo udany, cicho, miękko, nie gorzej niż w niejednym hostelu w którym spałem!

Image

Niedziela 10.08
Poranek zaczęliśmy od małej przekąski po czym około godziny 10 ruszyliśmy na miasto. Pogoda typowo angielska - szaro, chmury i czasami lekki deszczyk.

Image

Postanowiliśmy przejść przez najważniejsze punkty "must see", które da się zrobić w jeden dzień. Zaczęliśmy więc od portu, następnie przechodząc przez muzeum Beatlesów (tylko sklepik:P) ruszyliśmy w kierunku najwyższego w swoim czasie wieżowca. Potem postanowiliśmy zobaczyć pomnik BananaLamb, czyli zmutowanej owcy z bananem. Ogólnie w myśl szerzenia kultury, w Liverpoolu powstało potem wiele miniaturek tego pomnika, lecz w innej kolorystyce (w Warszawie w 2005 , jeśli ktoś pamięta, była podobna akcja z krowami o nazwie CowParade).
Chodząc po mieście nie sposób było nie odnieść wrażenia, że jest ono jakieś puste. Być może to za sprawą wakacji - wszyscy wyjechali za granicę, albo Anglicy w niedziele siedzą w domu i oglądają TV, albo po prostu to wina pogody, która około 17 i nam dała się we znaki, bo zaczęła się ulewa.
Całe szczęście zdążyliśmy jeszcze szybko zobaczyć ścisłe centrum miasta, dworzec kolejowy i dzielnicę chińską. Generalnie miasto wydało mi się małe i puste, ale część z dokami (zdjęcie powyżej) bardzo mi się podobała.

Image

Image

Image

Poniedziałek 11.08
Po noclegu (już we wcześniej zarezerwowanym pokoju w HiHostalu z uprzejmą obsługą) w Liverpoolu z samego rana ruszyliśmy na przystanek MegaBusa do Manchesteru. Podróż trwała około godziny - całą przespałem. Manchester w porównaniu z Liverpoolem wydawał się bardzo żywy i ruchliwy. To prawdopodobnie za sprawą poniedziałkowych porannych godzin szczytu. Zakwaterowanie mieliśmy od popołudnia, więc zwiedzanie rozpoczęliśmy od posiłku i odwiedzenia informacji turystycznej.
Manchester podobnie jak Liverpool do wielkich nie należy. Całe ścisłe centrum można przejść piechotą. Pogoda wydawała się idealna, nie za ciepło i nie za zimno, a w dodatku świeciło słońce.
Pierwszą napotkaną atrakcją był ratusz. Niesamowity, bajkowy, w gotyckim stylu robił duże wrażenie. Jak się chwilę później okazało, w środku był jeszcze ciekawszy. Chodząc po korytarzach i okrągłych schodach czułem się jak uczeń Hogwartu.

Image

Image

Chodząc po starych uliczkach Manchesteru natrafiliśmy na pomnik Chopina. Był on po drodze do muzeum nauki i przemysłu, które odwiedziliśmy. Muzeum ciekawe, jest nawet oddzielny hangar z samolotami, wejście naturalnie za darmo :)

Image

Image

Po muzeum przyszedł czas na kwaterunek w hostelu. Pokój był kilkunastoosobowy (12os.).
Niestety na zwiedzanie muzeum piłki nożnej było już za późno, bo zamykali o 17 (ostatnie wejście 16:30), ale i tak ruszyliśmy w tamtym kierunku. Po drodze minęliśmy centrum handlowe by wreszcie dotrzeć do ciekawego i nowoczesnego budynku muzeum. Okolica bardzo przyjazna i zadbana. Miło było tam posiedzieć:)

Image

Image

Image

Image

W godzinach późno popołudniowych zaatakował nas siarczysty deszcz - klasyczna Anglia ;)
W międzyczasie kupiliśmy sobie bilety kolejowe z Manchesteru na lotnisko MAN. Jutro wylot 6:35! :)

Wtorek 12.08
Początkowy plan był taki: pobudka o 4:30, żeby o 5:04 zdążyć na pociąg (10min piechotą od naszego hostelu). Przyjazd na lotnisko około 5:25 by spokojnym spacerkiem zdążyć na lot o 6:35 :)
Niestety wykonanie nieco odbiegło od założeń i było bardziej nerwowe niż bym mógł się tego spodziewać. O 5:02 wpadliśmy na dworzec Manchester Piccadilly, ale jak się okazało na miejscu pociąg miał odjeżdżać z najdalszego peronu (numer 14). I niestety uciekł nam dosłownie sprzed nosa. Trudno, następny na szczęście niewiele później, na styk zdążymy. O 5:20 odjazd z peronu. 5:45 jesteśmy na lotnisku. Szukamy od razu security na naszym terminalu. Kolejka na 2h czekania! Ale cóż zrobić - stoimy, może jednak nam się uda. Z kolegami umówiliśmy się przy gate'cie. Nagle, moja siostra usłyszała, że jakaś pani z obsługi lotniska woła i zbiera ludzi, którzy mają dosłownie zaraz odlot i prowadzi ich, już poza kolejką, do stanowiska security! Ale szczęście! Jest kilka minut po 6, a przed nami tylko kilka osób. Była 6:20 kiedy doszliśmy do stanowiska i przeszliśmy przez bramki do metalu. Na domiar złego, po przejściu przez detektor celnik prosi o pokazanie co mam w plecaku. Chodziło o monopod. Mogłem się tego spodziewać, choć wcześniej nie natrafiłem na takie problemy. Na całe szczęście nie poprosił o wyrzucenie! :)
Biegiem do gate'a. Udało się! Ustawiamy się ostatni w kolejce i chwile później dostrzegamy Wiktora i Szymona, którzy po noclegu na lotnisku też mieli problem ze wstaniem i o mało nie zaspali.
Lot odbył się bez opóźnień. Po około 2h i 40 min byliśmy na lotnisku KEF.

Image

Image

Z lotniska do miasta można dostać się na kilka sposobów. Można się bawić i kombinować jednak ciężko będzie znaleźć coś poniżej 50zł/os/OW. My wybraliśmy Flybusa, na pokładzie którego serwowane jest darmowe wi-fi -> https://www.re.is/flybus.
Po około 45min byliśmy w Reykjaviku, który przywitał na słoneczną pogodą. Po krótkim ogarnięciu postanowiliśmy udać się prosto do hostelu, który znajdował się kawałek od centrum miasta. Po około 30min doszliśmy do The Capital-Inn Hostel. Jeden z najtańszych, który był dostępny. Ogólnie postanowiliśmy nie bookować więcej noclegów ponieważ nie wiedzieliśmy jak dokładnie nam się ułożą kolejne dni.
Naszym założeniem było objechanie całej wyspy dookoła i zobaczenie wszystkiego co ciekawe i możliwe w tydzień. Poniżej przedstawiam plan przygotowany przed wyjazdem.

Image

Po krótkim odpoczynku i załatwieniu formalności w hostelu ruszyliśmy do centrum. Ustaliliśmy, że pierwszego dnia zwiedzimy całe miasto, a następnego wypożyczamy samochód i uderzamy w trasę.
Pierwszym ciekawym miejscem postuju był Perlan, czyli pompa wód geotermalnych, a zarazem punkt widokowy na miasto. W środku był sztuczny mały gejzer, który tryskał wodą na kilka metrów co jakiś czas. Wejście darmowe ;)

Image

Image

Kolejnym punktem był kościół Hallgrímskirkja, widniejący na samym środku zdjęcia. Wielki, strzelisty, biały i w środku pusty. Z zewnątrz wyglądał trochę jak rakieta, albo prom kosmiczny. Podobno można wejść na wieżę, ale zwykle na górze bardzo wieje a nam aż tak nie zależało.
Spod kościoła poszliśmy głównym deptakiem w kierunku oceanu. Moje pierwsze spotkanie z oceanem Atlantyckim.
W mieście mimo, że jest niewielkie (ok 115tyś. mieszkańców), na głównej uliy - deptaku Laugavegur - spotkać można wielu ludzi. Podejrzewam jednak, że większość z nich to skandynawscy bądź brytyjscy turyści, którzy mają znacznie bliżej i taniej.

Image

Image

Image

Image

Image

Krążąc po mieście pozwoliliśmy sobie na mały tradycyjny Islandzki przysmak, a mianowicie na Hot-Doga. Na zdjęciu, po prawej stronie, budka z hot-dogami, którą odwiedził Bill Clinton podczas swojej delegacji w Reykjaviku.
Szary kamienny budynek (z 1881 roku), na zdjęciu obok białego kościoła, to Islandzki Parlament, w którym zasiada 63 posłów. Wspomniany kościół to Dómkirkja (z 1796 roku) i jest to najważniejsza świątynia w kraju.
Dosłownie za tymi dwoma budynkami położone jest jezioro Tjörnin oraz ciekawy pomnik z pół człowiekiem - pół głazem.

Image

Image

Image

Środa 13.08
W środę Wiktor z Szymonem załatwili auto, podczas gdy ja z Agą ogarnialiśmy jeszcze pakowanie w hostelu. Około godziny 10 wyjechaliśmy do sklepu zrobić duże zakupy na cały tydzień. Najtańszym supermarketem na Islandii jest Bónus. Ceny nawet do przyjęcia w porównaniu z naszymi sklepami oraz wiedzą, że ogólnie na Islandii jest dosyć drogo. W sklepie nie mogło naturalnie zabraknąć przysmaku Islandczyków, czyli Prince Polo. Miłe zaskoczenie jakie nas także spotkało to trzy Polki na kasach w supermarkecie w centrum Reykjaviku.

Image

Image

Z pełnym bakiem i bagażnikiem wyjechaliśmy z miasta około 12 drogą numer 36 w kierunku Þingvellir. Po około godzinie zrobiliśmy przystanek na wielkiej równinie z dziwnie ułożonymi kamieniami. 15min przerwy i ruszamy dalej. Kolejna godzina jazdy i jesteśmy w Þingvellir, czyli miejscu gdzie w średniowieczu gromadził się parlament Islandii. Jest to także granica między płytami kontynentalnymi Amerykańskiej i Eurazjatyckiej.
Parkujemy samochód i idziemy na 1,5-2 godzinną wędrówkę. Pogoda nam sprzyja.
Widoki zapierają dech w piersiach. Powoli poznajemy uroki islandzkiej natury.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Po przyjemnej wędrówce czas na dalsze doznania! Przed nami ojciec wszystkich gejzerów, czyli Geysir oraz piękny (zwany złotym) wodospad Gullfoss. Przy okazji po drodze trzeba było zacząć się rozglądać za jakimś noclegiem. Na całe szczęście do naszych bagaży podręcznych każdy zmieścił jeszcze śpiwór, więc możemy spać nawet na podłodze, byleby tylko ciepło było. Drogą 365 dostajemy się do miasteczka Laugarvatn po kilku próbach udaje nam się znaleźć nocleg (za, w sumie nie aż tak wygórowaną stawkę jak na islandzkie realia, 3900 ISK =~105zł). Pokój 4 osobowy, nowy, piękny, wielki, z własną łazienką i prysznicami i w dodatku nad jeziorem! Dzięki śpiworom zaoszczędziliśmy trochę na kołdrach, które i tak w pokoju były. Skorzystaliśmy tylko z poduszek, żeby mieć względnie czyste sumienie i dobry sen.

Image

Około godziny 17:30 dojechaliśmy do gorących źródeł z gejzerami. Główną atrakcją jest gejzer Strokkur, który wypluwa wodę co około 10min na wysokość 30-35m.

Image

Sam słynny Geysir jest aktywny tylko podczas trzęsień ziemi, więc nie tak łatwo jest zobaczyć jak wyrzuca wodę.

Image

Image

Image

Po obejrzeniu 6-7 wybuchów wróciliśmy do samochodu i udaliśmy się w kierunku najsłynniejszego islandzkiego wodospadu - wodospadu Gullfoss. Wodospad robił naprawdę duże wrażenie, a dodatkowym walorem estetycznym była tęcza (a nawet kilka) unosząca się nad kaskadami.

Image

Image

Image

Image

Po przepełnionym pozytywnymi emocjami dniu wróciliśmy do hotelu.

Czwartek 14.08
Po porannym posiłku ruszamy z Laugarvatn w kierunku Selfoss drogą 35. Naszym celem jest wyspa Heimaey. Po drodze mamy naturalnie kilka ciekawych przystanków. Pierwszym z nich jest krater Kerið. Krater ma głębokość 55m, a wewnątrz znajduje się turkusowe jezioro. Krótki spacer i jedziemy dalej.
Zanim zostawimy samochód na parkingu i wsiądziemy na prom na wyspę Heimaey, skręcamy z głównej trasy nr 1 na północ, aby nasycić się pięknem wodospadów. Największym i najciekawszym z nich jest Seljalandfoss. Wyjątkowość wodospadu stanowi możliwość obejścia go dookoła.
O godzinie 13.00 odpływał prom na wyspę Heimaey. Chwilę wcześniej przyjechaliśmy do portu, przepakowaliśmy się na kolejny dzień i zrobiliśmy parę zdjęć.
Na wyspę dotarliśmy po 45min i od razu poświęciliśmy chwilę, żeby poszukać noclegu, było kilka konkurencyjnych propozycji, ale wybraliśmy sprawdzoną i niedrogą sieć Hostelling International (schronisko młodzieżowe, inaczej HiHostel). A dzięki posiadanej karcie ISIC wpadła dodatkowa zniżka za nocleg.
Po 14 ruszyliśmy na obchód wyspy. Jak wykazało potem Endomondo, pokonaliśmy ponad 20km po obwodzie w ponad 5h. Na drugim krańcu wyspy, spod latarni morskiej, rozpościerał się przepiękny widok, którego nie zapomnę do końca życia!
Po drodze widzieliśmy stada maskonurów (ang. Puffin, isl. Lundin) pływających po oceanie oraz kilka siedzących na skalnych ścianach wyspy. Wędrując przez zielone pola towarzystwa dotrzymywały nam owce i barany, które wesoło hasały i podjadały trawę.
Na koniec wędrówki weszliśmy na wulkan Eldfell, który wybuchł ostatnio w styczniu 1973 roku i zalał sporą część miasta. Na szczęście wszystkich mieszkańców (wtedy ok 5tys.) udało się ewakuować, ale z powrotem na wyspę wróciła już tylko połowa. Ze szczytu widać było drugi stożek - wulkan Helgafell, miasto oraz zalane lawą tereny (dzięki, którym wyspa zwiększyła swoją powierzchnię o 2km2).

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

warsawghoster 30 maja 2015 22:32 Odpowiedz
Fenomenalna relacja ! Zrobisz jakiś przybliżony kosztorys całego wyjazdu (szczególnie na miejscu), jakieś wskazówki dotyczące wynajmu samochodu (ubezpieczenia?) oraz jego parametrów (np. czy nie trzeba wynajmować czegoś większego, zważywszy na niskie temperatury?).
warsawghoster 30 maja 2015 22:32 Odpowiedz
Fenomenalna relacja ! Zrobisz jakiś przybliżony kosztorys całego wyjazdu (szczególnie na miejscu), jakieś wskazówki dotyczące wynajmu samochodu (ubezpieczenia?) oraz jego parametrów (np. czy nie trzeba wynajmować czegoś większego, zważywszy na niskie temperatury?).
smarzyk 1 czerwca 2015 21:12 Odpowiedz
@warsawghosterCo do samochodu to niewiele pomogę, bo nie ja się tym zajmowałem. Ale mogę podać dane, które znam. Samochód, Renault Clio, wypożyczyliśmy z wypożyczalni ProCar za 2337,90 zł za 6 dni. Paliwo tankowaliśmy 3 razy (5000 ISK, 7011 ISK, 6000 ISK). W sumie za auto wyszło 712,80 zł na osobę za całość. Nie wiem czy to dużo czy mało. Oceniając bierzcie pod uwagę fakt, że to Islandia i że to był szczyt sezonu.Zakupy jedzeniowe zrobiliśmy na cały wyjazd 3 razy w najtańszej sieci sklepów - Bónus. Wyszło pewnie ok 250zł za całość na tydzień. Bilety lotnicze: MAN-KEF-MAN 312zł + CPH-LGW 185zł + MAN-LHR 21zł + LTN-WAW chyba ok 100zł.Hostele, noclegi: około 100zł za każdy nocleg na Islandii (5 noclegów ~500zł, bo jeden w aucie i jeden na lotnisku) + 2 noclegi w Liverpoolu (1 na kanapie za free i jeden chyba za ok ~70zł) + 1 nocleg Manchester (jakoś ok 60zł chyba) + 2 nocelgi w Londynie (100zł za dwie noce).Jakieś pamiątki, piwo w knajpach, burgery w knajpach, prom na Heimaey i inne. Podejrzewam, że w sumie wyszło za cały 12 dniowy trip poniżej 2500zł.
halotuewelina 8 czerwca 2015 01:10 Odpowiedz
Świetna relacja i piękne zdjęcia! Bardzo zazdroszczę wyprawy na Islandię, mam nadzieję, że uda mi się kiedyś tam dotrzeć ;)
halotuewelina 8 czerwca 2015 01:10 Odpowiedz
Świetna relacja i piękne zdjęcia! Bardzo zazdroszczę wyprawy na Islandię, mam nadzieję, że uda mi się kiedyś tam dotrzeć ;)
chaleanthite 8 czerwca 2015 05:10 Odpowiedz
Super relacja, piekne miejsce, nie pozostaje nic innego jak kupic sobie bilet ;)
smarzyk 13 czerwca 2015 22:36 Odpowiedz
Serdecznie polecam! Dodatkowym autem jest fakt, że od niedawna Wizzair uruchomił bezpośrednie połączenie z Gdańska do Keflaviku! :) nic tylko łapać okazję. Generalnie polecam latem chyba, że ktoś jest bardziej hardkorowy i chciałby zobaczyć zorzę polarną - wtedy zimą :)
japonka76 25 czerwca 2015 15:07 Odpowiedz
Bardzo fajne zdjęcia. A ta różnorodność. A owce to super modelki, z tego co widziałam.